Kilka słów o B. Bereś

Jerzy Hanusek

Otwarta Pracownia 2000, wyd. Stowarzyszenie Artystyczne Otwarta Pracownia, Kraków 2000

Tytuł jej pierwszej indywidualnej wystawy – A ja lubię ładne obrazy (Zderzak, 1986) – wyrażał zarówno dystans autorki w stosunku do cenionej wtedy sztuki ekspresyjnej, jak też był deklaracją odrzucenia perwersji na rzecz szczerości. Były to duże obrazy przedstawiające mocno uproszczone sylwetki ludzi i zwierząt. Sytuacje banalne, ale też tajemniczo znaczące, pełne napięcia, niepokoju, oczekiwania. Obrazy budowane były zdecydowanymi, sąsiadującymi bezpośrednio ze sobą barwnymi plamami; rysunek niemal nieobecny, twarze zredukowane do płasko zamalowanych konturów. Pełne zmysłowej urody, ale bez dekoracyjności. Agresywne wizualnie, ale nie ekspresyjne; raczej statyczne, jakby podpatrzone w momencie znieruchomienia.

Artystka konsekwentnie sięga po motywy „niepoważne”, wywołujące lekceważenie: wcześniej były to elementy egzotyki (murzyni, zwierzęta, rośliny), teraz użytkowe przedmioty pospolite (wanna, piecyk gazowy, wiadra, betoniarka). Nie są to jednak przedmioty byle jakie, ale wybrane. Od połowy lat 90–tych widać w jej obrazach wyraźne uproszczenie formy i kompozycji, rezygnację z rozbudowanych scen. Na jednym obrazie pojawia się samotny, centralnie umieszczony przedmiot. Następuje wychłodzenie palety barwnej, redukcja opozycyjnych zestawień. Zaczynają dominować brązy, ugry, beże, zestawiane jednak z czystymi błękitami i czerwieniami. Artystka wykorzystuje naturalną fakturę i barwę szarego płótna. Stopień intensywności przywołanych obrazów pozostaje jednak niezmiennie duży. Niezmiennie odczuwalny pozostaje również emocjonalny stosunek artystki do malowanych przez siebie obiektów. Jest to stosunek afirmacji i czułości.

Obrazy Bereś nie tworzą cyklów, powodem namalowania każdego z nich jest indywidualny pomysł związany z tym, co obraz ma przedstawiać. Przywołane przedstawienia zawsze są konkretnymi, zindywidualizowanymi sytuacjami. Nie ma uogólnień, mimo że artystka maluje z wyobraźni. Dostrzegalne jest dążenie do uchwycenia „jednostkowej prawdy”, charakterystyczne dla impresji z natury. Obrazy te można by więc nazwać portretami z wyobraźni.

W pracach artystki uderza nie skażona schematem i zabiegami warsztatowymi zmysłowa uroda przywołanych „obrazów”. Uroda w pierwotnej, surowej postaci, sprzeczna z estetycznymi oczekiwaniami, ale nie perwersyjna. Uroda niepoważna, prowokująco bezinteresowna, ideologicznie bezużyteczna i dydaktycznie bezproduktywna. Uroda nie tylko zewnętrzna, ale wiążąca się również z faktem istnieniem pewnych rzeczy i ich konfiguracji, prowadząca nie tyle do przeżycia estetycznego, co raczej do przeżycia egzystencjalnego.

Nie znajdziemy w tych obrazach odpowiedzi na dające się zwerbalizować pytania. Nie są one krytyką wypaczeń kulturowych, nie prognozują przyszłości, nie wchodzą w toczące się w sztuce współczesnej dyskursy, a jeżeli już, to nie bezpośrednio. Wobec takich oczekiwań sztuka ta jawi się jako niepoważna. Jej prywatność jest demonstracyjna. Artystka nie odczuwa potrzeby sięgania poza granice obrazu, poszukuje możliwości w pozornie zużytej przestrzeni.

Kraków, 2000