Dobrze już było

Magdalena Kownacka

w katalogu wystawy Dobrze już było, BWA Olsztyn, 2016

Choć tytułowe sformułowanie najczęściej usłyszymy u lekarza i zazwyczaj nie zapowiada ono niczego dobrego, lub co najmniej świadczy o tym, że nie jesteśmy już najmłodsi, w przypadku wystawy Bettiny Bereś w olsztyńskim BWA, zapowiada ono coś zgoła innego. Obszerna prezentacja prac artystki jest, jak wskazuje tytuł, podróżą do czasów już minionych. Jednak jej charakter jest na wskroś współczesny. Artystka odkrywa przed nami swoje archiwum: prywatnych wspomnień, rodzinnych zdjęć, prac powstałych od lat 80. do dnia dzisiejszego, a w nich katalog przedmiotów, które jak Proustowskie magdalenki wywołują wspomnienia i przywołują zapomniane historie. Wszystkie te elementy łączą się w niezwykle sensualną opowieść o czasie i pamięci.

Prezentowane na wystawie prace powstawały często w odległych od siebie dekadach. Syntetyczne portrety z wczesnych lat 90. zestawione zostały z najbardziej rozpoznawalnymi obrazami artystki przedstawiającymi przedmioty codziennego użytku: butelki, garnki, wagi, powstałymi w pierwszych latach XXI wieku. Towarzyszyć im będą powstające aktualnie hafty i realizacje przestrzenne. Ostatnie prace artystki przywołują osoby jej przodków, których losy zostają zamknięte w utrwalonych na fotografiach wizerunkach i lakonicznych zdaniach, wyszywanych przez artystkę na pościeli małżeńskiego łoża, czy na obrusach stołu rodzinnego. Podsumowanie burzliwych niekiedy biografii w krótkiej frazie, zamiast poczucia spokoju i zrozumienia, wywołuje sprzeciw. Wizerunek staje się więzieniem tak jak zbyt szczegółowa forma zamyka potencjalność przedmiotu. „Piękne babki” i „silni dziadkowie” patrzą na nas z poduszek i serwetek na których nadrukowane zostały ich wizerunki. Sentencje wyhaftowane jak dekoracyjne bordiury streszczają ich losy. „Mając 17 lat wyszła z wielkiej miłości za mąż, przeżyła 60 lat jako wdowa”. „Inżynier, budowniczy Gdyni, w PRL prywaciarz, przeżył 100 lat”. Kobiety w pościeli. Mężczyźni przy stole. Tradycyjny podział ról społecznych jest aż nazbyt uderzający. Poszczególne wizerunki, rozbite na portrety, przypisane poszczególnym obiektom i miejscom, pochodzą ze zdjęcia zaręczynowego, umieszczonego na tle dekoracyjnej tapety w przestrzeni galerii. Reprezentacyjna fotografia rozpisana została na role dyktujące miejsce, czas i kontekst każdej indywidualnej historii tworzącej dzieje i tradycje rodziny.

Poszczególni członkowie rodu w inny sposób opisani zostali przy rodzinnym stole. W tym przypadku charakterystyka postaci zamknięta zostaje jednym zdarzeniem, jedną emocją, anegdotką jaka mogłaby zostać przy takim stole opowiedziana. Statek należący do dziadka, ekscentryczne zachowania, strach lub nieufność zamienione zostają w towarzyskie opowieści – pojedyncze sceny, z perspektywy czasu zabawne i urokliwe. Niezapisana serwetka, należy do matki artystki, Marii Pinińskiej, której wizerunek znajduje się na jedynym krześle stojącym przy stole. „Dziewczynka w złotek klatce”, drobna, ubrana w odświętną sukienkę, patrzy na nas figlarnie i z grymasem. Jej odrębność przy stole jest wyraźna, a losy określone jedynie poprzez punkt wyjścia.

Historia rodziców artystki: Jerzego Beresia i Marii Pinińskiej, nie ujawnia się na wystawie w żaden inny literacki sposób. Być może dlatego, że ich prywatne życia, w odróżnieniu od historii pozostałych członków rodziny, podporządkowane zostały sztuce i to w porządku sztuki jedynie można szukać relacji i wpływów jakie wiążą Bettinę Bereś z ich osobami. Ten dwutorowy dialog z tradycją rodu rozumianą jako opowieść i tradycją artystyczną przejawiającą się w powracających motywach, stylu bądź tematach poszczególnych prac są niezwykle ciekawym wątkiem prezentowanej wystawy. Kontynuacja, zaprzeczenia, odejścia i dopełnienia tworzą dynamiczną strukturę wystawy i rysują ścieżki napięć ujawniające niejednoznaczność i płynność znaczeń zamkniętych w poszczególnych realizacjach.

Czas objawia się w obrazach Bettiny bardzo nieznacznie i nienatarczywie. Nie liczy się go w minutach, a w porach roku wyznaczonych pogodą, kwitnieniem kwiatów, symbolami świąt. Pokolenia zdają się przemijać jak pory roku. „Nie jesteś niezastąpiona” to hasło wyhaftowane na jednej z makatek wprowadza perspektywę dystansu. Uwalnia od jednostkowej odpowiedzialności. Każda historia wydarza się codziennie wiele razy. Żadna nie jest jedyną i niepowtarzalną. Rytmy, cykle i powtórzenia tak mocno obecne w twórczości Bettiny Bereś tworzą czasowe pętle, w których to co przeszłe, teraźniejsze i przyszłe występuje jednocześnie. Wyjątkowymi pracami na tle pozostałych są obrazy okolicznościowe, z założenia jednorazowe, stworzone dla przyjaciół artystki z okazji okrągłych rocznic bądź urodzin. „Skończyła 50 lat” „Przeżyli 30 lat razem”. Dziecięcy zwyczaj malowania laurek staje się potężną siłą utrwalającą chwilę w wieczność. Artystka staje się Panią Czasu, która z łatwością może go zapętlić, zaburzyć, zawrócić.

Tworzone przez artystkę malarskie wizerunki dominują przestrzeń. Wydobywające się niekiedy wprost z surowego płótna obiekty o uproszczonych kształtach, są jak fantomy istniejące pomiędzy idealnym wizerunkiem a realnością przedmiotu. Niezamalowane lniane sploty nici kłują swoją realnością i brunatną zwykłością w zderzeniu z wieloznaczną i mglistą rzeczywistością namalowanych obiektów. Obrazy stają się narzędziami do aktywowania pamięci nie narzucając jednocześnie konkretnych zdarzeń i sytuacji. Przywołują wspomnienia, odruchy i pozawerbalne skojarzenia zapisane w doświadczaniu przedmiotu, które układają się w indywidualne opowieści. Obraz syfonu przywołuje chłód metalu, smak wody, kogoś kto go używał, miejsca w których zwykle stał. Obrazy Bettiny są jak notatki z rzeczywistości. Są sposobem na zapamiętywanie ulotnych wrażeń i zamienianie ich w drobne i niepozorne malarskie pomniki. Przedmioty z obrazów Bettiny zazwyczaj stoją samotnie w nieokreślonej przestrzeni. Niekiedy towarzyszy im linia horyzontu, równie abstrakcyjna jak malarskie tło. Stojące w zastygłym trwaniu wydają się kruche, odległe i poważne. Surowa materia płótna przyszpila je do rzeczywistości jak tytuły, które zdają się odzierać je z tajemnicy i metafory: „Miska ze ścierką”, „Wanna i taboret”, „Sanki”. Artystka ucina jakąkolwiek skłonność widza do metafizycznych odczytań.

Co ciekawe w obrazach, w których pojawia się więcej niż jeden element ujawniają się emocjonalne węzły. Nie potrafię uniknąć personifikowania tych przedmiotów i relacji między nimi. Związane różowym sznurkiem butelki czy uszeregowane pojemniki po lekarstwach przypominają kompozycje zdjęć rodzinnych i wywołują emocjonalne skojarzenia. Opisując je nie sposób ominąć takich określeń jak: grupa, rodzina, zestaw, para, komplet – świadczących o wzajemnej komplementarności elementów i konieczności istnienia w grupie, we wzajemnej relacji.

Tytuł „Dobrze już było” może świadczyć o kapitulacji względem potęgi czasu i przemijania. Jednak melancholia, którą przynoszą wraz z sobą prace Bettiny, nie ma w sobie nic gorzkiego. Wydaje się być raczej afirmacją, ironią i komfortem, który daje perspektywa obejmująca swoim horyzontem znacznie więcej niż współczesność. Poszczególne elementy rzeczywistości, bez znaczenia czy są to ludzie czy przedmioty, stają się fragmentaryczne, nieostre i uogólnione, jak pamięć poprzedniego lata. Pamięć zniekształcająca obrazy, pozbawiająca przedmioty szczegółów, upraszczająca relacje. Dlatego realizacje Bettiny Bereś mimo tak częstych odwołań do przeszłości, nie są tęsknotą za prostotą dawnego życia, a uznaniem praw logiki pamięci – porządku, który nie jest obiektywny, który wypiera lub wyolbrzymia, który poddaje się emocjom i tworzy przestrzeń dla indywidualnych historii.

W przeciwieństwie do klasycznych dzieł autobiograficznych, szukających w poprzednich pokoleniach splotów wydarzeń wiodących bezpośrednio do narodzin autora i konstruujących jego tożsamość, opowieść Bettiny Bereś daleka jest od egotyzmu. Pierwszoplanowym bohaterem snutej poprzez wystawę historii jest bowiem czas, a narracja daleka jest od liniowej fabuły opartej na jednoznacznym następstwie przyczyn i skutków. Poszczególne realizacje artystki układają się w konstelacje znaczeń i budują napięcie pomiędzy tym co zazwyczaj rozpoznajemy jako stałe i niezmienne, a tym co pozornie ulega bezustannym transformacjom.