Ślimaki
Bettina Bereś
w katalogu wystawy OTWARTA PRACOWNIA, BWA Kielce, 2016
Mam napisać tekst do katalogu. Ślimaki zjadają michałki w ogrodzie. Do katalogu wystawy OP w Kielcach, napisać tekst. Po dziewiątej wieczór ślimaki wyłażą i zjadają moje kwiaty. Muszę wziąć czołówkę i iść je pozbierać. Pokazałam na wystawie leżak. Dranie wszystko zjedzą.
Dzwoni komórka, Olgierd, no tak, ten tekst, krótki, o tym co pokazałaś na wystawie. Mnóstwo ślimaków, jeszcze są małe, ale jakie żerne. „Leżak nie dla psa”. Jak nie pozbieram, to urosną i jeszcze więcej zjedzą. Na płótnie leżaka wyszyłam fragmenty usłyszanych zdań. Te ślimaki są dwojakiego rodzaju, w skorupkach i takie klejące bez skorupek. Stelaż leżaka, dostałam od Iwonki Ornatowskiej. Jak je zbierać, to tylko w rękawiczkach, bo ciężko umyć rękę z ich śluzu.
Ignacy też już pisał żeby pisać. Na wystawie pokazałam oprócz leżaka siedem obrazów. Jutro muszę iść po raz pierwszy na rehabilitację. Trzy płótna (130 cm × 100 cm), nowe, z tego roku. Te zabiegi to na NFZ, skierowanie mam z lipca zeszłego roku, teraz doczekałam się.
Jeden z obrazów jest związany z pewną historią rodzinną z września 1939 roku. Tam się czeka parę godzin zanim się tobą zajmą. Przyjmują do 16, pójdę na koniec. W ’39 mój ojciec miał 9 lat. Gdy zbliżał się front, rodzice zdecydowali, zresztą jak większość sąsiadów, aby uciekać, na wschód, w Rzeszowie mieli jakąś rodzinę. Tego lata pomidory w ogródku szczególnie się udały. Na krzakach wisiało ich dużo, zielonych, jeszcze niedojrzałych. Szkoda je było tak zostawić na zmarnowanie. W ostatniej chwili, przed uciekinierką, zebrali je i włożyli do dużej, drewnianej beczki na deszczówkę, która stała w kącie na podwórku. To była taka beczka jak do kiszenia kapusty. W dzieciństwie jeździłam z rodzicami na święta do Nowego Sącza, ta beczka tam wtedy jeszcze stała. Gdy jesienią wrócili, dom był splądrowany, nic nie było do jedzenia, zimno i ciemno. Jedynie beczka była nienaruszona, a w niej pięknie dojrzałe, soczyste, pyszne pomidory. Mój ojciec do końca życia uwielbiał pomidory.
To już jest chyba pół strony tekstu. Studentka historii sztuki z Pragi napisała do mnie, chce się spotkać i porozmawiać o moim wyszywaniu. Jest jeszcze obraz ze słoneczkiem, takim elektrycznym grzejnikiem, zawsze suszyłam głowę przed nim, bo suszarki nie można było kupić. Ta Czeszka pisze pracę magisterską, chyba o sztuce wyszywanej. Pokazałam też obraz z trampkami, wisiały w ciemnym lesie, w Gorcach.
A Olgierd jest bardzo podekscytowany, że będziemy robić latawiec.